Agnieszka Weselska - Dawczyni komórek macierzystych

16.04.2021

Wszystko zaczęło się w czerwcu 2013 roku, kiedy zupełnym przypadkiem natrafiłam w internecie na informacje o przeszczepie szpiku kostnego.

Wczytując się nabrałam przekonania, że niewiele trzeba, by komuś pomóc, by uratować drugiego człowieka. Z coraz większą ciekawością zapoznawałam się z kolejnymi informacjami i stwierdziłam, że spróbuję, bo to przecież nic nie kosztuje.

Zamówiłam więc patyczki, którymi mogłam pobrać próbki materiału do badań i szybko odesłałam.Już w grudniu otrzymałam kartę dawcy, którą schowałam i tak na prawdę - zapomniałam o niej, aż do maja 2014 roku.

Wtedy zadzwonił telefon. Odebrałam go niechętnie, ponieważ myślałam, że to kolejna oferta promocyjna. W sumie pomyliłam się niewiele, bo dzięki temu telefonowi właśnie, dałam komuś bonus w formie zdrowia... Pan Łukasz z Fundacji DKMS, który zadzwonił, zapytał mnie, czy nadal chcę być dawcą szpiku, ponieważ jestem dla kogoś bliźniakiem genetycznym! Wzruszenie ścisnęło mi gardło, natychmiast potwierdziłam, że moja decyzja nie uległa zmianie i czekałam na dalsze instrukcje.

Najpierw udałam się do mojej przychodni, gdzie pobrano mi krew do badań, ale na wyniki trzeba było czekać trzy miesiące. Bardzo dłużył mi się ten czas, codziennie myślałam o wyniku, o tym, jak to będzie. W połowie sierpnia wyniki były gotowe, na szczęście bardzo dobre i wiedziałam, że pomogę komuś! Udałam się do Warszawy na dalsze badania, które zostały wykonane bardzo szybko, następnie otrzymałam zastrzyki na wzrost komórek macierzystych i wróciłam do domu.

Dwa tygodnie później nastąpił TEN dzień. Na prawdę wspaniały. Nic nie bolało. Pobieranie krwi było wręcz nieodczuwalne, a te 4 godziny minęły bardzo szybko i przyjemnie - dzięki personelowi. Okazało się, że mój organizm wyprodukował zbyt mało komórek macierzystych, następnego dnia powtórzono procedurę i ostatecznie zdecydowano o pobraniu komórek z talerza kości biodrowej. Bałam się, jednak okazało się, ze zupełnie niepotrzebnie. Właściwie nic nie pamiętam, a odczuwałam jedynie lekkie pobolewanie z tyłu pleców. Za to już kolejnego dnia bardzo szczęśliwa wróciłam do domu.

Przecież pomogłam komuś, mam bliźniaczkę genetyczną, której pomogłam, ona dzięki mnie ma szansę na zdrowie! Teraz czekam z niecierpliwością na informację o jej stanie zdrowia.

Bardzo dziękuję personelowi kliniki z Warszawy, a szczególnie moim trzem aniołom - Kasi, Ani i Gosi, które wspierały mnie i bardzo ciepło opiekowały się mną. Wielkie podziękowania też przesyłam mojemu mężowi, który cały czas był ze mną i swoją obecnością, miłością i zrozumieniem utwierdzał mnie, że to, co robię, jest właściwe i po prostu dobre. Dziękuję też mojej ukochanej mamie za wsparcie i czułą opiekę nad moimi dwoma synkami, Antosiem i Kajtusiem, bo dzięki temu mogłam spokojnie poddać się wszystkim procedurom i ofiarować drugiej osobie szansę na zdrowie. Dzięki Wam jestem pewna, że zgłoszenie się do Fundacji DKMS było wspaniałą decyzją i wiem, że powtórzyłabym to raz jeszcze.

Ty też możesz uratować komuś życie!