Zrób to na 1,5%
Przekaż 1,5% podatku i wesprzyj walkę z nowotworami krwi.

Alicja Franikowska-Buryń - Dawczyni komórek macierzystych

Do bazy dawców szpiku zgłosiłam się w 2011 r. Po jakimś czasie otrzymałam kartę dawcy, magnez na lodówkę w kształcie puzzla oraz znaczek do przypięcia. Oczywiście dumnie nosiłam znaczek przypięty do portfela, dopóki go nie zgubiłam, natomiast magnez na lodówce wisi do dnia dzisiejszego.

Pomimo, iż nie życzę nikomu żadnej choroby, marzyłam o tym żeby znalazł się mój brat / siostra i żebym mogła pomóc.

Po niespełna dwóch i pół roku, w styczniu 2014 roku zadzwonił do mnie telefon z Fundacji DKMS z informacją, że jest mój bliźniak genetyczny potrzebujący pomocy oraz zapytaniem „czy w dalszym ciągu podtrzymuję decyzję i oferuję gotowość do oddania swoich komórek.” Moja odpowiedź brzmiała jednoznacznie OCZYWIŚCIE, jak ja się cieszyłam z tego telefonu, podczas rozmowy dosłownie płakałam łzami szczęścia, dreszcze przeszywały moje ciało, a ręce trzęsły się jeszcze po zakończeniu rozmowy.

Podczas rozmowy pani Basia z DKMS wyjaśniła wszystkie szczegóły dotyczące przebiegu badań i samego pobrania, po czym zorganizowała pierwsze badania krwi do dalszej typizacji w przychodni lekarskiej, w miejscu mojego zamieszkania. Najgorsze było oczekiwanie na wynik (czy potwierdzi się zgodność), oczywiście – potwierdziła się. I znowu radość nie do opisania. Został wyznaczony termin na badania szczegółowe w Szpitalu Klinicznym w Warszawie oraz termin pobrania. Jak ja nie mogłam się doczekać…

Aż tu nagle na kilka dni przed pobraniem, telefon z fundacji i wiadomość, że akcja odwołana, że nie mogą udzielić mi dodatkowych informacji, to było straszne, myślałam o najgorszym, było mi strasznie przykro i żal, że nie zdążyłam…

A po roku w styczniu 2015 znowu telefon z fundacji DKMS i pani Basia znowu pyta, czy ja nadal podtrzymuję gotowość do oddania szpiku, okazało się, że mój bliźniak/ bliźniaczka jednak żyje i jest gotowa przyjąć moje komórki. Znowu ogromna radość i łzy szczęścia, teraz to już machina ruszyła bardzo szybko. Badania szczegółowe w Warszawie wyznaczono na 28 stycznia, a pobranie 16 i 17 luty. Na szczęście wyniki badań potwierdziły fakt, że mogę zostać DAWCĄ. Przesympatyczna Kasia udzieliła instruktażu z zakresu podawania sobie czynnika wzrostu komórek, pożegnanie z personelem, powrót do domu i dłużące się oczekiwanie na dzień ponownego wyjazdu do Warszawy, czyli 15 lutego.

W dniu 16 lutego z samego rana przed godziną 8 zjawiłam się ponownie w Szpitalu Klinicznym na ul. Banacha, jeszcze raz pobranie krwi do zbadania morfologii i podłączenie do ”cudownej maszyny” wykonującej porządną, dobrą robotę. Oczywiście nie obeszło się bez małych kłopotów, bo nie bardzo chciała lecieć mi krew, maszyna „krzyczała”, że za słabo leci, ale sympatyczna pielęgniarka Małgosia bez problemu poradziła sobie z tym, zmieniła miejsce wkucia i już wszystko było w jak najlepszym porządku. Akcja pobierania rozpoczęła się ok. godziny 8:35, a zakończyła ok.13:30. Teoretycznie mogłoby się wydawać, że długo to trwa, ale cudowne dziewczyny Kasia i Małgosia sprawiły, że atmosfera przy pobieraniu była tak miła i sympatyczna, że nie dość, że nie zauważyłam jak szybko minęło te 5 godzin, to nawet zdążyłam zajrzeć do książki, którą miałam zamiar tam czytać, ani włączyć laptopa, żeby obejrzeć przygotowany film. Tak szybko i miło zleciał czas pobierania mojego szpiku…..

Na koniec okazało się, że moich komórek jest wystarczająca ilość, w związku z tym mogłam wracać do domu jeszcze tego samego dnia. Muszę tutaj zdecydowanie podkreślić, że po pobraniu nie czułam żadnego osłabienia, zmęczenia czy jakiegokolwiek bólu. Po trzech godzinach ponownie zadzwoniła pani Basia z DKMS z zapytaniem o moje samopoczucie, jeszcze raz serdecznie podziękowała oraz zapytała czy chciałabym wiedzieć, komu pomogłam. Oczywiście, że chciałam, nie wyobrażam sobie inaczej. Moją genetyczną siostrą okazała się 58 letnia mieszkanka Hiszpanii!!! I znowu poleciały mi łzy szczęścia, to jest niewiarygodne uczucie, świadomość tego, że ratuje się czyjeś życie - tego nie da się opisać słowami – to trzeba po prostu przeżyć.

Teraz tylko modlę się i trzymam kciuki, oby organizm mojej siostry nie odrzucił moich komórek. Z niecierpliwością odliczam dni, kiedy będę mogła dowiedzieć się więcej o JEJ stanie zdrowia i wierzę, że będą to dobre, pozytywne informacje, bo wiara czyni cuda! Gdybym miała to zrobić jeszcze raz – nie zawahałabym się ani sekundy, te emocje, ta radość, przy tak niewielkim własnym wkładzie – to jest piękne. Naprawdę WARTO!!!

Z tego miejsca chcę podziękować pracownikom Fundacji DKMS za całą oprawę logistyczną tego przedsięwzięcia oraz pielęgniarkom Kasi i Małgosi, doktorowi Emilianowi za cudowną atmosferę, pozytywną energię i za to, że wszystko przebiegło bezproblemowo. Był to jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu, jestem szczęśliwa i dumna, że mogłam pomóc. Nadal jestem do dyspozycji, jeśli jeszcze raz będzie mi dane, ZROBIĘ TO PONOWNIE! Pozdrawiam wszystkich biorców, dawców i personel Banku Komórek Krwiotwórczych i Krwi Pępowinowej ul. Banacha 1a w Warszawie oraz pracowników Fundacji DKMS.

Ty też możesz uratować komuś życie!