To już rok! Najlepsze co dotychczas udało mi się zrobić, miało miejsce już rok temu...
Zarejestrowałam się w bazie Fundacji DKMS podczas Dnia Dawcy, organizowanego przez koleżankę na mojej uczelni.
Byłam wówczas wolontariuszem, lepiej zapoznałam się z tematem i postanowiłam również dołączyć do grona potencjalnych dawców.
Półtora roku później, wychodząc z uczelni zauważyłam nieodebrane połączenia, które podobnie jak wiele osób opisujących tutaj swoje historie uznałam za telefony od operatora sieci lub banku. Jednak był też SMS, który wszystko wyjaśnił. Jest Bliźniak! Jestem potrzebna! Badanie krwi i... cisza. Po 3 miesiącach niepewności okazało się, że jednak znalazł się inny, bardziej zgodny Dawca. I tutaj moja historia teoretycznie miała się skończyć...ale po miesiącu telefon znów zadzwonił. Okazało się, że tamta osoba nie przeszła badań, a ja po raz kolejny usłyszałam pytanie: „Czy jest Pani zdecydowana pomóc?”.
Teraz już wszystko szybko się potoczyło. Jedziemy do kliniki pobrania na badania! Tam poza informacjami odnośnie przebiegu pobrania czy wykonywania zastrzyków,
dostałam też ogromny „zastrzyk energii”, spotykając na korytarzu rodziny Pacjentów, rozmawiając z nimi, wiedziałam, że muszę to zrobić.
I zrobiłam! Choć nie obyło się bez stresu, bo łapało mnie przeziębienie, które trzeba było szybko zwalczyć, gdyż termin pobrania był już blisko.
Na szczęście wszystko poszło jak należy. Zastrzyki z czynnikiem wzrostu robiłam samodzielnie, a ich skutki uboczne w moim przypadku były znikome. Samo pobranie to nic innego jak wygodne siedzenie w fotelu, podczas gdy separator robi za nas najważniejszą robotę. I tak po około 5 godzinach było po wszystkim. Uczucie niesamowite! Nie taki diabeł straszny jak go malują!
Nie żałuję ani chwili poświęconego czasu, ani odrobiny stresu czy bólu. Było warto! Dziś już wiem, że Polka, której dałam tą malutką cząstkę siebie czuje się dobrze i wraca do zdrowia. Trzymajcie kciuki, aby się to nie zmieniało! Choć nadal jestem w gotowości, wierzę, że tej Pani już nie będę potrzebna.