„BÓG TRZYMA SWĄ RĘKĘ JAK SIATKĘ OCHRONNĄ POD CIENKĄ LINIĄ, NA KTÓREJ CAŁE ŻYCIE TAŃCZYMY.” Helmut Kratzl
Kobieta, Włoszka... Może matka, żona, ale na pewno córka, przyjaciółka, koleżanka....Tyle wiem o mojej bliźniaczce genetycznej. Niedawno oddałam Jej komórki macierzyste – małą, ale jakże cenną cząstkę siebie. Mam ogromną nadzieję, że ta cząstka będzie dla Niej szansą na zdrowe życie. Tego z całego serca Jej życzę i myślami jestem przy niej zastanawiając się nad tym, czy wszystko się powiodło.
Moje zainteresowanie białaczką jako chorobą rozpoczęło się w momencie, w którym dowiedziałam się o chorobie Agaty Mróz-Olszewskiej, podziwiałam Ją za siłę walki z chorobą, a przede wszystkim zawsze ceniłam Ją za odwagę, za to, że zdecydowała się na urodzenie dziecka w tak trudnych dla niej i jej najbliższych okolicznościach. Oprócz podziwu i zachwytu jej osobą przed i w trakcie choroby łączy nas jeszcze jedno, a mianowicie to, że tak wyczekiwana córeczka Agaty – Liliana urodziła się kilka dni po narodzinach mojego synka. Wiem, co czuła mając dziecko na rękach, mogąc je przytulić do swego serca. To najpiękniejsze momenty życia kobiety i bliskiego jej otoczenia. Poprzez swój upór, nieraz negowany przez otoczenie dopięła swego, zawalczyła o życie swego dziecka i udało się!!! Mimo przegranej z chorobą spełniła swoje marzenia. Przeżywałam jak odeszła, płakałam, nie potrafiłam sobie wyobrazić tej sytuacji, w której pozostał mąż, rodzina i to małe dzieciątko. Choroba odebrała jej wszystko, co najpiękniejsze i najcenniejsze - Życie, dając tym samym Życie nowemu małemu człowiekowi...Liliance...
Po tej historii pogłębiałam wiedzę na temat białaczki i teraz już wiem, że tę chorobę leczy się coraz częściej z powodzeniem, a szanse na powrót do zdrowia ma bardzo wielu pacjentów. Jedną z metod leczenia tej pustoszejącej organizm choroby jest przeszczep komórek macierzystych od dawcy niespokrewnionego. Wszyscy, którzy opisujemy tu swoje historie z przeszczepu zdecydowaliśmy się na zostanie dawcą, a ja osobiście uważam, że jest to jedna z najbardziej trafionych decyzji w moim życiu! Jestem z tego ogromnie dumna! Nie wstydzę się o tym mówić głośno, ponieważ uważam, że rozpowszechnianie tej idei daje kolejnym ludziom szansę na normalne życie.
Zarejestrowałam się rok temu w listopadzie, a już w lipcu zadzwonił do mnie Pan Andrzej Zaczek z informacją, że mogę zostać potencjalnym dawcą. Zapytał, czy podtrzymuję zgodę na oddanie szpiku. Bez najmniejszego zawahania zgodziłam się.
Myśli błądziły, emocje narastały, niedowierzanie, radość. Nie było godziny w ciągu kilku następnych dni bym o tym nie myślała. Cieszyłam się, że mam szansę komuś pomóc, dać nadzieję na lepsze jutro. To było jak szczęśliwy los w totka, którego nigdy nie trafiłam, ale myślę, że samopoczucie wygranej jest do niego porównywalne.
Zaczęła się procedura. Wstępne badania krwi i długie czekanie w niepewności na wynik. Byłam strasznie zniecierpliwiona oczekiwaniem na informację. Po miesiącu zadzwoniła do mnie Pani Magda Wilk z informacją, że JEST ZGODNOŚĆ i pytaniem, czy nadal jestem gotowa na to, by zostać dawcą. Ogromna radość i niesamowita ulga, że wszystko się zgadza. Nie miałam żadnych wątpliwości, co do odpowiedzi na zadane mi pytanie o podtrzymaniu mojej decyzji zostania dawcą. Może tylko jedna mała przewinęła mi się przez głowę, a mianowicie to, jak będzie wyglądała narkoza w czasie zabiegu, bo nigdy wcześniej nie byłam pod jej wpływem. Ot zwykła ludzka obawa przed nieznanym.
Następnie wyznaczono termin szczegółowych badań w Instytucie Onkologii w Gliwicach. Wszystko poszło sprawnie i szybko. Badania potwierdziły stu procentową zgodność. Zgłosiłam się do szpitala w wyznaczonym terminie, a następnego dnia wykonano zabieg pobrania komórek macierzystych z talerza kości biodrowej. Wszystko zakończyło się pomyślnie. Pobrany mi szpik w tym samym dniu wysłano samolotem do Włoch, gdzie czekała na niego Ona, moja bliźniaczka genetyczna, siostra.
Cała ta sytuacja jest dla mnie niesamowita. Duma, radość i świadomość, że jakaś cząstka mnie pozostanie u mojej bliźniaczki genetycznej, w kraju, do którego od wielu lat mam sentyment. Wierzę głęboko, że wszystko się uda i Kobieta, która dostała ode mnie ten magiczny prezent powróci do zdrowia i będzie cieszyć się życiem na nowo. Ona, rodzina i jej przyjaciele. Trzymam mocno kciuki.
Bardzo pragnę podziękować pracownikom Fundacji DKMS za opiekę i organizację, szczególnie Panu Andrzejowi i Pani Magdzie, że mogłam ich usłyszeć w takich okolicznościach i z tak dobrymi informacjami. Fajnie, że jesteście.
Szczególnie dziękuję całemu zespołowi pielęgniarskiemu, doktorom i profesorom Instytutu Onkologii w Gliwicach, którzy dbali o to, by wszystko przebiegało w miłej i sympatycznej atmosferze, a przede wszystkim chcę podziękować za niespotykaną pogodę ducha i nieustanny uśmiech na twarzy Pani dr Patrycji Mensah-Glanowskiej, która cały czas rozwiewała wszelkie moje wątpliwości związane z przebiegiem zabiegu.
Pragnę również podziękować mojemu mężowi, który mimo czasochłonnej pracy zajmował się dzieciakami i mamie, której pomoc w domu i przy Kochanych Naszych Szkrabach w trakcie mojej nieobecności okazała się bezcenna.
Po prostu... Dziękuję.