Na mojej uczelni na Politechnice Koszalińskiej przeprowadzana była akcja rejestracyjna przez fundację DKMS. Dyskutowaliśmy na ten temat ze znajomymi, poruszaliśmy mity i zasłyszane informacje na temat oddawania szpiku. Mimo tego, że miałam co do tego mieszane uczucia, to zdecydowałam się zrobić wymaz i zarejestrować się jako potencjalny dawca, mając na uwadze, że przecież zawsze mogę się wycofać i że znalezienie bliźniaka genetycznego zdarza się bardzo rzadko.
Jednak po półtorej roku dostałam telefon, że taka osoba się znalazła. Kiedy padło pytanie, czy podtrzymuję moją decyzję o zostaniu dawcą od razu powiedziałam "tak". Przecież ta osoba jest chora i może tylko ja mogę pomóc. Życie tej osoby być może zależy teraz od mojej decyzji. Nie było się nad czym zastanawiać. Ogarnęło mnie wtedy dziwne uczucie szczęścia, dumy, wzruszenia. Problem w tym, że dopiero co przeprowadziłam się wtedy do Irlandii i miałam zaplanowane najbliższe kilka miesięcy. Ta decyzja wprowadziła wiele zmian w moim życiu, ale dałam radę dużo rzeczy pogodzić. Z Irlandii przyleciałam do domu tylko na jeden dzień - na pobranie krwi, co było możliwe dlatego, że moja mama jest położną, więc można było to zrobić w dogodnym dla mnie terminie. Mama pobrała mi krew i za godzinę byłam już w drodze na kolejny samolot na seminarium w Bułgarii. Przesunęłam resztę moich planów i po powrocie zarezerwowałam sobie 3 miesiące w Polsce.
Po około miesiącu zadzwonili do mnie z Fundacji, że potwierdzono zgodność z pacjentem i wyznaczono termin na badania wstępne w Poznaniu. Klinika jest świetna i dawcy są bardzo dobrze traktowani, lekarze są młodzi i widać, że ich praca to także ich pasja. Bardzo mnie to zdziwiło, że pamiętają imiona wszystkich pacjentów, którzy odwiedzają klinikę. Z każdym starają się chwilę porozmawiać i wprowadzają bardzo dobrą, przyjazną atmosferę. Lekarze, pielęgniarki i personel - wszyscy byli bardzo pomocni, mili i uśmiechnięci. Badania trwały kilka godzin, polegały na pobraniu krwi na różne testy, USG jamy brzusznej, EKG, RTG klatki piersiowej, itp. Przebadali mnie od góry do dołu. Dodatkowo był przeprowadzony wywiad przez przemiłe panią doktor oraz pielęgniarkę oddziałową, która jeszcze raz wszystko dokładnie wytłumaczyła i pokazała.
Po około tygodniu dostałam telefon, że badania wyszły prawidłowe i potwierdzono termin pobrania szpiku. Do Poznania postanowiłam pojechać z mamą, żeby mieć jakieś wsparcie osoby bliskiej. Przed pobraniem szpiku dostałam 8 zastrzyków, aby uwolnić komórki macierzyste, występujące głównie w szpiku kostnym, do krwioobiegu. Po takich zastrzykach ma się objawy grypo-podobne. W życiu nie miałam takiej grypy. Najgorsza była noc przed pobraniem szpiku, ale powtarzałam sobie, że to, co czują dawcy przez te parę dni, to nic w porównaniu z osobą chorą na białaczkę... Dobra wiadomość jest taka, że jak są takie silne objawy po zastrzykach, to znaczy, że dużo komórek macierzystych dostaje się do obiegu krwi i pobieranie szpiku trwa krótko, nie trzeba też wracać następnego dnia i powtarzać zabiegu lub poddać się pobraniu szpiku z talerza biodrowego. Przed pobraniem zrobiona została ostatnia seria badań krwi i po wynikach zaczęła się cała procedura. Samo pobieranie szpiku trwało u mnie ok. 3 godzin i po kolejnej godzinie dostałam wiadomość, że udało się zebrać potrzebną ilość szpiku. Byłam bardzo szczęśliwa i zastanawiałam się, kim jest biorca...
Tego samego dnia zadzwonili do mnie z Fundacji z gratulacjami i podziękowaniem i małą informacją na temat biorcy. Okazało się, że to dziewczyna w zbliżonym do mnie wieku - 26 lat i że jest z Polski. Byłam bardzo szczęśliwa słysząc tę wiadomość. Kimkolwiek ta osoba by nie była, to cieszyłabym się, ale po tej wiadomości ma się jeszcze bardziej realne odczucia w stosunku do tej osoby, która staje się Ci dziwnie bliska, mimo tego, że nigdy jej nie spotkałeś. Trzymam kciuki za Ciebie i mam nadzieję, że spotkamy się za dwa lata całe i zdrowe. Bardzo chciałabym Cię poznać, bo czuję się, jakbyś była co najmniej moją siostrą... Magiczne przeżycie. Jestem dumna, że mogłam Ci pomóc. Nawet myśląc o tym mam łzy w oczach...