Rejestrując się do bazy dawców komórek macierzystych byłam pewna, że dobrze robię. Jedyne, czego się bałam, to krwi i igieł – za bardzo tych widoków nie lubię. W życiu nie pomyślałabym, że mój Bliźniak będzie mnie potrzebował już 10 miesięcy po rejestracji.
To była sobota, dokładnie 14 marca. Patrząc na numer, który właśnie do mnie dzwonił, pomyślałam, że nie odbiorę, bo to na pewno jakieś zaproszenie, bank, itp. Zamarłam, gdy usłyszałam „Fundacja DKMS”. Dopiero po rozmowie zaczęło do mnie docierać, co się właśnie wydarzyło. Łzy napłynęły do oczu. Z jednej strony się cieszyłam, że mogę pomóc, że to prawdopodobnie będę ja. Z drugiej zaś byłam przerażona, że mój Bliźniak jest w potrzebie.
Najgorsze było oczekiwanie na wynik. Milion pytań, milion myśli. 9 kwietnia przyszła wiadomość, na którą tak bardzo czekałam – jesteśmy zgodni, ale musimy poczekać, ze względu na stan zdrowia Biorcy. Pomogły mi bardzo wtedy rozmowy z innymi Dawcami. Bałam się, że nie zdążę oddać komórek, że coś się stanie. 21 kwietnia zadzwonił telefon, numer znajomy, jedna myśl „jedziemy na badania!”. Jakie było moje rozczarowanie, gdy dowiedziałam się, że to nie finisz całego przedsięwzięcia, a prośba o wysłanie ostatniej strony ankiety medycznej… Dzień później znów to samo, znów znajomy telefon, ale już z tą cudowną wieścią…
Datę pobrania zapamiętam do końca życia. Pobranie udało się. Dziś wiem, że okropne samopoczucie podczas przyjmowania zastrzyków było dobrą oznaką – naprodukowałam komórek wystarczająco na jedno pobranie. Jedyne, co mi doskwierało po pobraniu to głód i lekkie osłabienie. Dzień później zadzwonił do mnie p. Łukasz i zapytał, czy chcę poznać informacje dotyczące mojego Bliźniaka. I okazało się, że mam brata. Moje komórki powędrowały do chłopaka z Polski, 2 lata młodszego ode mnie. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że już jest po wszystkim.
Codziennie łapię się na tym, że myślę o moim bracie genetycznym. Codziennie trzymam kciuki za niego i wiem, że na pewno wszystko będzie dobrze. I że za dwa lata będzie nam dane się poznać.
W tym miejscu chciałabym podziękować całej Fundacji DKMS. Przede wszystkim p. Kamilowi i p. Łukaszowi za całą organizację wyjazdów i wyjaśnianie wszystkich wątpliwości. Podziękowania należą się również całemu personelowi Kliniki pobrania, w której oddawałam krwiotwórcze komórki macierzyste – za profesjonalną opiekę. Chciałabym również podziękować mojej rodzinie za wsparcie oraz Tobie, Bartek – za to, że od początku do samego końca byłeś przy mnie.
Oddanie cząstki siebie nic nie boli, a daje nadzieję komuś na nowe życie. Cieszę się, że było mi dane pomóc, to jest uczucie po prostu nie do opisania…