Do bazy DKMS trafiłam kilka lat temu. Była to świadoma i przemyślana decyzja. Dokładnie w przeddzień Dnia Kobiet dostałam maila z Fundacji z prośbą o pilny kontakt. Czytałam wiadomość chyba z dziesięć razy niedowierzając co czytam. Bez wahania wykonałam telefon, niestety było już późno i nikt nie odebrał, napisałam więc maila. Odpowiedź przyszła szybko, a jeszcze szybciej potoczyły się procedury.
Jako pierwsze, miałam wykonać badania potwierdzające zgodność z pacjentem. Pobrano mi krew i miałam czekać na wynik. Niespełna 10 dni później okazało się, że zgodność mamy, ale niestety Biorca czuje się gorzej i nie wiadomo czy dojdzie do pobrania.
Przebiegały mi przez głowę różne myśli. Z jednej strony towarzyszył mi smutek, że mój bliźniak genetyczny tak bardzo cierpi, z drugiej strony ogromna radość, że mogę dać komuś nadzieję. Nadzieję na zdrowie.
Po dwóch miesiącach Pacjent poczuł się lepiej, trzeba było szybko działać. W klinice pobrania zrobiono mi dodatkowe badania: pobrano krew, zrobiono USG jamy brzusznej oraz RTG klatki piersiowej, wywiad z przemiłym lekarzem oraz jego studentami. Wszystko w fantastycznej atmosferze. Kiedy przyszły wyniki badań, umówiliśmy się z koordynatorem na pobranie. Przez tydzień przyjmowałam czynnik wzrostu, szybki zastrzyk w brzuch, który sama mogłam wykonać. Zero skutków ubocznych, zero złego samopoczucia. Wszystko w absolutnym porządku.
Po 7 dniach, doszło do pobrania. W szpitalu przyjęto mnie bardzo ciepło (w zasadzie nie tylko mnie, bo personel był taki dla każdego). Panie pielęgniarki kazały się wygodnie ułożyć i odpoczywać :) W jedną rękę wkuły wenflon, w drugą igłę pobierającą krew do separowania komórek macierzystych. Leżałam pod aparaturą jakieś 6h. Kiedy to minęło? Nie wiem. Atmosfera rewelacyjna, pielęgniarki i lekarze bardzo pomocni. Wszystko przebiegło sprawnie i totalnie bezboleśnie.
Tego samego dnia wieczorem dostałam informację, że Biorca - Pan z Niemiec - już otrzymuje moje komórki. Z całego serca trzymam kciuki za Jego powrót do zdrowia!
Przez te dwa miesiące od maila z prośbą o kontakt, to samego pobrania, ani razu nie poczułam się zignorowana czy samotna. Wielki ukłon w stronę koordynatorów Fundacji DKMS. Panie cierpliwie odpowiadały na pytania, były życzliwe i bardzo pomocne. Co było najtrudniejsze? Leżenie :D Nie przywykłam do tak długiego odpoczynku. ;)
Z perspektywy czasu śmiało mogę powiedzieć, że decyzja o rejestracji była jedną z najlepszych decyzji w moim życiu. Dzisiaj postąpiłabym identycznie.
Kochani! Zachęcam Was gorąco do rejestracji, nigdy nie wiemy kiedy będziemy mogli komuś dać nadzieję. Bo pamiętajmy, my nie leczymy naszych bliźniaków. My dajemy im nadzieję, aby mogli walczyć o życie.
Warto się zarejestrować, warto pomagać. Dobro wraca!