Pewnego dnia podczas, wrześniowego spaceru dostałem telefon z Fundacji DKMS. Miły kobiecy głos powiedział, że jest ktoś kto potrzebuje mojej pomocy i zapytał czy podtrzymuję swoją decyzję o oddaniu szpiku dla chorego pacjenta ? Moja odpowiedz była oczywista! Po krótkim wywiadzie medycznym zostałem umówiony na wstępne badania potwierdzające czy mogę zostać dawca szpiku.
Gdy skończyliśmy rozmawiać wciąż nie do końca wierzyłem w to, co się stało i jak ważna była ta rozmowa. Wróciłem do domu i zacząłem szukać informacji jak wygląda cała ta procedura pobrania szpiku, wciąż nie dowierzając, że faktycznie mogę komuś pomóc, że tam gdzieś jest ktoś kto czeka na mój szpik.
Po wszystkich badaniach i ostatecznym potwierdzeniu, że wszystko jest w porządku i możemy działać dalej, moja radość i pewność siebie tylko wzrastała…i tak było do samego momentu oddania komórek.
W tym dniu byłem trochę zdenerwowany, bo nie lubię strzykawek i igieł -choć regularnie oddaję honorowo krew. Nie będę ukrywał, że cały proces pobrania komórek jest nudny i trwa około 4 godzin, ale to nie ma znaczenia, kiedy pomyślisz sobie o celu i jak ważne jest to dla osoby, która czeka na te uzdrawiające komórki.
Podczas donacji myślałem kim jest osoba której komórki oddaję, jak się czuje, ile ma lat, gdzie mieszka itd. Ale przede wszystkim ile ma jeszcze czasu… - tyle pytań…
Po kilku godzinach od pobrania dostałem telefon, że pomogłem dwudziestokilkuletniemu mężczyźnie ze Stanów Zjednoczonych. Dopiero wtedy dotarło do mnie, co się tak naprawdę stało i jak duże ma to znaczenie. Poczułem ogromna radość i szczęście, że poprzez tak prosty gest daję komuś szansę na wyleczenie, na życie! Oczywiście były łzy szczęścia i emocje. Tak za każdym razem kiedy sobie o tym przypominam - nawet teraz po prostu
nieopisana radość i wewnętrzna eksplozja uczuć.
Czemu zgłosiłem się do kampanii społecznej Fundacji DKMS? Po to by pokazać, że każdy z nas może pomóc, że każdy z nas ma niewidzialne skrzydła. Każdy z nas jest inny, ale gdzieś w świecie ma swojego „bliźniaka” i niemal każdy może poczuć te uskrzydlające uczucie, jakie daje możliwość uratowania czyjegoś życia – ja tego doświadczyłem i czuję się z tym fantastycznie, choć nie jak bohater. Jestem tylko zwykłym człowiekiem, którego możesz mijać na ulicy, który pracuje od poniedziałku do piątku jak większość społeczeństwa. Ma swoje pasje i plany na przyszłość. Ale może być taki moment w życiu, że ktoś będzie potrzebował jeszcze raz mojej pomocy albo to ja będę jej potrzebował, dlatego dobrze jest czuć tę świadomość, że nas zdeklarowanych do pomocy Dawców szpiku jest wielu. Już wiem, że dzięki mnie minimum jedna osoba zarejestrowała się, jako potencjalny Dawca szpiku - moja misja, więc trwa.