Moja historia jest krótka. Wierzę w intuicję. Długo podpowiadała mi, że komuś pomogę i tak się stało. Nie pamiętam, co skłoniło mnie ostatecznie: czy spot reklamowy w TV czy to, że trzymałam za rękę dziadka, kiedy umierał na ostrą białaczkę. Pamiętam jak cierpiał. Nie o tym chcę pisać… Wyraźniej z perspektywy czasu pamiętam jak zestaw do pobrania materiału genetycznego, a dokładnie śliny, leżał na półce i zbierał kurz. Mimo że sama o niego poprosiłam. Później to już miałam obawy, że stracił datę ważności. To nie to, że się wahałam. Lenistwo po prostu. W końcu zebrałam ślinę, spakowałam wszystko zgodnie z instrukcją i wrzuciłam do skrzynki koło domu. Wahanie było wcześniej.
Wtedy zaczęłam rozwiewać nieuzasadnione obawy i wątpliwości. Weszłam na stronę DKMS. Poczytałam. Skontaktowałam się z fundacją. Zadałam setki pytań, na wszystkie otrzymałam sensowne odpowiedzi. Poczytałam historie dawców, biorców. Pomyślałam, że może jest gdzieś na świecie osoba, która mnie potrzebuje.
Wcześniej myślałam raczej, że to mnie nie dotyczy. Wiecie, coś w rodzaju -„ przecież nigdy nic nie wygrałam”.
Po około roku, dwa dni przed Bożym Narodzeniem, dostałam wiadomość, że jest ktoś chory na białaczkę, z kim w dużym stopniu mam zgodność. Po Nowym Roku oddałam krew, aby potwierdzić zgodność w 100%. Gdzieś w środku byłam już pewna, że to się stanie i to był najlepszy prezent, jaki dostałam. Później już tylko badania w klinice i wreszcie ten dzień, w którym doszło do separacji komórek z krwi.
Po wszystkim zadzwonił telefon z Fundacji DKMS z informacją komu pomogłam. Tego nie da się opisać. „Zrobiła Pani coś naprawdę wielkiego”. Usłyszałam. Ale teraz zaczyna się rzecz najważniejsza. Walka biorcy o życie. Zapytano mnie czy w razie potrzeby oddam szpik raz jeszcze, bo czasem trzeba go dobrać. Nie miałam żadnych wątpliwości co do odpowiedzieć. Teraz każdego dnia trzymam kciuki za biorcę. I myślę, że dopiero teraz zaczyna się pomoc.
Chcę Tobie powiedzieć, że jeśli masz obawy, a na pewno masz, żebyś porozmawiał z pracownikiem Fundacji DKMS. Nie bój się pytać. Czytaj sprawdzone źródła. Ja też się bałam. Musiałam wziąć wolne z pracy, a wiadomo jakie są czasy. Bolały mnie kości po zastrzykach na wzrost komórek. Sama je sobie robiłam. Spędziłam 5 godzin na łóżku podczas separacji komórek. Tak!
Jednak cały czas pamiętałam o dziadku. Jak bardzo bolał go każdy ruch. Jak modliłam się, żeby już nie cierpiał. Dla niego nie było już ratunku. Myślałam o biorcy, o jego rodzinie i o tym jak człowiek do ostatnich sił walczy o życie. Jak kocha życie. Zrób pierwszy krok już teraz. Zostań świadomym dawcą. Podziel się życiem. Zgłoś się do Fundacji DKMS i porozmawiaj. Trzymam kciuki i wierzę w Ciebie.