Przemyśl, czy nie chciałbyś/chciałabyś dać komuś nadziei i drugiej szansy. Jest to niesamowite uczucie. Zwłaszcza w momencie, kiedy ta ‘osoba’ przestaje być zwykłą ‘jakąś osobą’ i dowiadujesz się kto potrzebował Twojej pomocy.
Było to podczas długo wyczekiwanej podróży do Stanów Zjednoczonych. Siedziałem w drodze powrotnej z Waszyngtonu do Nowego Jorku, kiedy otrzymałem maila z Fundacji DKMS z prośbą o kontakt. Zapomniałem nawet o tym, że jestem potencjalnym Dawcą.
Natychmiast odpisałem, że nadal jestem gotowy do pomocy. Myślałem nawet, że będę musiał skrócić swój wyjazd, ale okazało się, że kolejny etap może potrwać nawet do trzech miesięcy. W moim przypadku był to tylko miesiąc. Przeszedłem pomyślnie wszystkie badania, a następnie po tygodniu siedziałem już wygodnie podłączony do aparatury, która z jednej ręki odpompowywała krew, a do drugiej wpompowywała ją pobierając przy tym komórki macierzyste.
Czy cała ta procedura była bolesna? Czy żałuję czegoś? Zdecydowanie nie. Żałuję jedynie, że wciąż jest tyle osób, które potrzebują pomocy. Może wśród Was jest kolejny Dawca.
Przemyśl, czy nie chciałbyś/chciałabyś dać komuś nadziei i drugiej szansy. Jest to niesamowite uczucie. Zwłaszcza w momencie, kiedy ta ‘osoba’ przestaje być zwykłą ‘jakąś osobą’ i dowiadujesz się kto potrzebował Twojej pomocy.
W moim przypadku była to kobieta z Włoch.