Renata Rafa

Moja historia z dawstwem szpiku kostnego zaczęła się na początku maja w Kielcach, gdzie zarejestrowałam się, jako potencjalny dawca. Po około dwóch miesiącach odebrałam telefon z wiadomością, że jestem „genetycznym bliźniakiem” osoby chorej na białaczkę, dla której jedynym ratunkiem jest przeszczepienie szpiku kostnego. Kinga Dubicka zapytała, czy dalej chcę zostać dawcą. Był to dla mnie moment zastanowienia, wątpliwości i nie ukrywam strachu. Musiałam odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Jak tak naprawdę wygląda pobranie szpiku kostnego? Jaki to będzie miało wpływ na moje zdrowie? Czy to boli?

07.01.2021

Moja historia z dawstwem szpiku kostnego zaczęła się na początku maja w Kielcach, gdzie zarejestrowałam się, jako potencjalny dawca. Po około dwóch miesiącach odebrałam telefon z wiadomością, że jestem „genetycznym bliźniakiem” osoby chorej na białaczkę, dla której jedynym ratunkiem jest przeszczepienie szpiku kostnego. Kinga Dubicka zapytała, czy dalej chcę zostać dawcą. Był to dla mnie moment zastanowienia, wątpliwości i nie ukrywam strachu. Musiałam odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Jak tak naprawdę wygląda pobranie szpiku kostnego? Jaki to będzie miało wpływ na moje zdrowie? Czy to boli? W podjęciu ostatecznej decyzji okazała się bardzo pomocna rozmowa z osobą, która już wcześniej była dawcą. Opowiedziała mi ona o całej procedurze i o swoich odczuciach związanych z pobraniem i swoim stanie emocjonalnym „po”. Sama pomyślałam, co bym zrobiła, gdyby ktoś z moich bliskich był chory??? Na pewno bym oddała, więc, czy mam prawo odmówić komuś innemu szansy na nowe życie tylko, dlatego, że Go nie znam i że boję się igieł? Zgodziłam się zostać dawcą, ale strach nie zniknął.

Pierwsze oddanie krwi do badania potwierdzającego zgodność genetyczną miało miejsce w Tarnowie. Czekałam około miesiąca na odpowiedź. Okazało się, że mogę być dawcą. Po kolejnych dwóch tygodniach czekały mnie badania szczegółowe w klinice w Dreźnie, które wykazały, że jestem zdrowa i potwierdziły zgodność genetyczną. Za dwa tygodnie miałam wrócić do kliniki na oddanie komórek macierzystych metodą separacji z krwi obwodowej. Cztery dni przed zabiegiem przyjmowałam czynnik wzrostu, który sprawiał, że komórki macierzyste wydostawały się z kości do krwi obwodowej. Towarzyszyły temu symptomy grypopodobne, tj. łamanie w kościach, osłabienie, które pojawiły się w moim przypadku dopiero dzień przed pobraniem. Podczas pierwszych trzech dni myślałam, że przyjmowany lek nie działa i martwiłam się, że nie wyprodukuje odpowiedniej ilości komórek. Na szczęście okazało się, że moje obawy były nieuzasadnione. Piątego dnia pojechałam do kliniki z Zosią Olszewską i moją ciocią Krystyną. Bardzo bałam się samego pobrania komórek macierzystych. Na szczęście Pani Doktor bardzo szybko umieściła igły w moich żyłach i aparatura zaczęła działać. Pomimo mojej awersji do igieł nie mogłam się powstrzymać od spojrzenia na działającą aparaturę i na „moje” jasnopomarańczowe komórki. Pani pielęgniarka cierpliwie tłumaczyła nam jak działa cała ta skomplikowana maszyna. Cały zabieg okazał się krótki i ku mojemu zdziwieniu bezbolesny!

Zaraz po pobraniu dowiedziałam się, że moje komórki dają szansę na nowe życie 19 – letniemu mężczyźnie i chyba tak naprawdę wtedy zdałam sobie sprawę z tego, co zrobiłam. Dając z siebie tak nie wiele można przecież dać komuś szansę na nowe życie!!! Bardzo się ucieszyłam z tego, że zdecydowałam się na ten krok i jednocześnie zaczęłam się bać czy „moje” komórki Mu pomogą?! Wtedy Zosia powiedziała, że ja już zrobiłam wszystko, co mogłam i że reszta już nie zależy od nas. Trochę mnie to uspokoiło, ale ciągle powracam myślami do „mojego” genetycznego bliźniaka!!! Bardzo chciałabym Go kiedyś spotkać i opowiedzieć mu moją część „naszej” wspólnej historii. Upłynęło już ponad pięć miesięcy od oddania komórek i baaardzo się cieszę, że to zrobiłam!!! Teraz już wiem, że mój „bliźniak genetyczny” żyje.

Chciałabym zachęcić wszystkich, którzy mogą zostać dawcami do rejestracji. Oddanie szpiku kostnego to nic strasznego. Pokonajcie swój strach i uprzedzenia, bo naprawdę JEST WARTO, satysfakcja „po” jest ogromna!!!

Chciałabym również serdecznie podziękować wszystkim, bez których nigdy nie zdecydowałabym się na ten krok. Na szczególne podziękowania zasługuje Kinga Dubicka, która towarzyszyła mi od początku mojej przygody z dawstwem i wykazała się „anielską cierpliwością” wobec mnie. Zosi Olszewskiej, bez której nigdy bym się nie porozumiała z niemieckimi lekarzami i za odwracanie mojej uwagi od igieł!!! Dagmarze Kowalskiej za dobra radę. Dominikowi Józkowiak za konsultację medyczną. Cioci Krystynie za odwagę i towarzystwo w podczas pobrania i rodzicom za troskę.