Moja historia jest prosta, do fundacji zgłosiłem się jakoś w listopadzie/grudniu. W styczniu zadzwonił telefon i Pani z DKMS powiedziała mi, że potrzebna jest moja pomoc. Nie ucieszyłem się, bo wiedziałem co to znaczy- mój bliźniak jest chory. Nie, nie odmówiłem! Wręcz przeciwnie, byłem gotów. No i się zaczęło, pierwsze pobranie krwi, aż pielęgniarka się zmartwiła, że tak dużo. Później badania wstępne, aż do pobrania z krwi obwodowej.
To naprawdę nie boli i to była chwila z mojego życia.
To i tak namiastka tego co mój bliźniak teraz przeżywa. Teraz tylko się martwię czy mój bliźniak dojdzie do siebie. Pracownicy DKMSu mają mnie powiadomić jak się czuje, najgorsze jest to czekanie, chyba gorsze niż informacja że jest chory. Trzymam kciuki za niego i mam nadzieję ze będzie dobrze.