Ania obchodzi drugie poprzeszczepowe urodziny!

Nazywam się Anna Chmielewska. Mam 29 lat. Moje problemy zdrowotne zaczęły się we wrześniu 2012 roku Musiałam porzucić pracę fizjoterapeuty. Wówczas na mojej skórze zaczęły pojawiać się duże, czerwone i swędzące plany, z których sączył się płyn surowiczy. Przez kolejne 10 miesięcy w Klinice Dermatologii na Koszykowej w Warszawie, leczono mnie nieudolnie na atopowe zapalenie skóry. Antybiotyki, sterydy oraz cyklosporyna, która dodatkowo osłabiła moją odporność, nic nie pomagały.

02.03.2021

Nazywam się Anna Chmielewska. Mam 29 lat. Moje problemy zdrowotne zaczęły się we wrześniu 2012 roku

Musiałam porzucić pracę fizjoterapeuty. Wówczas na mojej skórze zaczęły pojawiać się duże, czerwone i swędzące plany, z których sączył się płyn surowiczy. Przez kolejne 10 miesięcy w Klinice Dermatologii na Koszykowej w Warszawie, leczono mnie nieudolnie na atopowe zapalenie skóry. Antybiotyki, sterydy oraz cyklosporyna, która dodatkowo osłabiła moją odporność, nic nie pomagały. Dopiero w lipcu 2013 roku pobrano mi wycinek ze skóry do badania histopatologicznego, z którego jasno wynikało, że jest to nowotwór - chłoniak skóry.

LECZENIE

Myślałam wtedy, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji - poleżę ze dwa tygodnie na oddziale onkologicznym, podadzą mi odpowiednie leki i wyzdrowieję. Jakże złudne było to moje myślenie, gdyż oprócz chłoniaka miałam też sepsę, czyli zakażenie całego organizmu i bakterię w płynie mózgowo - rdzeniowym. Nie byłam łatwym pacjentem dla mojego lekarza z Centrum Onkologii w Warszawie, lecz robił on, co tylko mógł, aby wyprowadzić mnie na prostą i zacząć leczyć chłoniaka. Niestety w pewnym momencie mój stan zdrowia był krytyczny, czego nie byłam świadoma, dopiero później się o tym dowiedziałam. Lekarz z Oddziału Zakaźnego rozłożył ręce, zaś mój lekarz na słowa mamy: "O Boże", odpowiedział: "Tak, tu potrzebny jest tylko cud ". A ja przecież, zawsze powtarzałam i tak mi zostało, że wiara czyni cuda. I tak też było... wspólna modlitwa rodziny, bliższych i dalszych znajomych, jak i innych parafian na mszy w mojej intencji sprawiła, że stan mojego zdrowia poprawiał się w piorunującym tempie. To wiem od mamy, to ona była wtedy przy mnie, to ona wie najlepiej jak było...To był cud, a ja jestem tego żywym przykładem. Dodam jeszcze tylko, że mam najlepszą mamę na świecie, z ogromem bezwarunkowej miłości.

W przebiegu leczenia już samego chłoniaka wzięłam 19 chemii dożylnych. Oj, nie było łatwo. Dokuczał mi ból i świąd skóry. Żyły odmawiały posłuszeństwa i pękały. Sama chemia też nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. Czułam się bezsilna, bezradna... nie mogąc znaleźć odpowiedzi na pytanie, kiedy to się w końcu skończy. Dopiero gdy zaczęłam brać, przez ponad rok chemię w tabletkach doczekałam się remisji.

CZEKANIE NA DAWCĘ

Szansą na moje całkowite wyleczenie, była decyzja lekarza o przeprowadzeniu przeszczepu szpiku kostnego. W pierwszej kolejności brany był pod uwagę przeszczep rodzinny. Moi rodzice i bracia zostali przebadani pod kontem zgodności tkankowej, niestety tej zgodności nie było. Nie załamywaliśmy rąk... W grudniu 2015 roku dostałam list z Poltransplantu z informacją, że jestem na liście oczekujących na dawcę niespokrewnionego. Pozostało mi tylko czekać na telefon, że jest dawca, ale ja nie próżnowałam. Walczyłam o siebie, jak tylko mogłam. Za pośrednictwem facebooka udostępniałam informacje o sobie, mojej chorobie i o tym jak niewiele mi brakuje by dostać szansę na nowe życie. Odbyła się nawet w marcu 2016 roku akcja rejestracji potencjalnych dawców szpiku dedykowana mi i innym potrzebującym. Z pomocą, naprawdę wielu osób, którym bardzo jestem wdzięczna, na czele z Fundacją DKMS zarejestrowaliśmy 445 osób, chętnych by podzielić się cząstka siebie. Mój stan zdrowia pozwalał na uczestnictwo w tym pięknym przedsięwzięciu. Założyłam też bloga Anulkowe Życie na facebooku, by informować co u mnie, jak się czuję, jak sobie radzę.

NAJLEPSZA WIADOMOŚĆ

Na wiosnę 2016 roku zadzwonił telefon z informacją: "Pani Aniu jest dawca". Ileż to było radości i szczęścia. Moim dawcą okazała się być młoda kobieta z Polski. Wspaniale! Bardzo dużo o niej wówczas myślałam i myślę dalej. Jest moim bohaterem!

Przeszczep szpiku odbył się kilka miesięcy później w Klinice Transplantacji Szpiku w Gliwicach. O godzinie 21.30 dostałam kroplówkę, a w kroplówce 460 ml komórek macierzystych od mojej siostry genetycznej. Nie da się opisać słowami tego uczucia, kiedy zdrowe komórki macierzyste wędrowały z kroplówki do mojego organizmu. Poczułam, że rodzę się na nowo, że moje plany i marzenia jednak mogą się spełnić. Jedno z nich, aby być w zdrową się spełnia.

Teraz mamy rok 2018, a ja jestem dwa lata po przeszczepie. Czuję się dobrze, powoli nabieram sił, przede wszystkim cieszę się każdym dniem, jeszcze bardziej doceniam to co mam, to co otrzymałam. Można by powiedzieć, że to nagroda za mogą cierpliwość, wytrzymałość, determinację i nadzieję. I tego własnie życzę tym, którzy są w podobnej sytuacji. Nigdy się niepoddawajcie! Zawsze trzeba mieć nadzieję i wierzyć, bo wiara, choć jej nie widać, czyni cuda. Jeśli zaś możesz komuś pomóc, możesz dać szansę na nowe życie, zrób to. Weź przykład z mojej siostry genetycznej i podziel się cząstką siebie. To nic nie kosztuje, nic nie boli, potrzeba tylko chęci i dobrej woli. Choroba nie wybiera, każdy może zachorować. Nie bądź obojętny, mniej oczy szeroko otwarte, a nuż Twoja pomoc okaże się bezcenna.

Podobne wpisy