Anna Szumowska - Dawczyni komórek macierzystych

03.03.2021

„Kiedy pomagamy innym, pomagamy sobie, ponieważ wszelkie dobro, które dajemy, zatacza koło i wraca do nas”. (Flora Edwards)

Po 9 latach zadzwonił do mnie koordynator z DKMS informując, że znalazł się mój „bliźniak genetyczny, chory na nowotwór krwi. Byłam bardzo zadowolona, że być może uda się komuś pomóc w walce z chorobą, a jednocześnie pojawił się lekki stres, dotyczący samej procedury pobrania. Moje obawy nie trwały długo, ponieważ miły Pan koordynator odpowiedział na wszystkie moje pytania i rozwiał wszelkie wątpliwości.

Rozpoczęła się procedura. Najpierw wypełniłam ankietę dotyczącą mojego stanu zdrowia. Następnie odbyły się wszelkie badania, żeby sprawdzić czy nie ma żadnych przeciwskazań do pobrania. Otrzymałam informację, że pobranie będzie z krwi obwodowej, co wiązało się z przyjmowaniem zastrzyków z czynnikiem wzrostu na 4 dni przed pobraniem. Pani pielęgniarka pokazała mi w jaki sposób robić zastrzyki, a także poinformowała o możliwych skutkach ubocznych, takich jak bóle kości, bóle głowy, ogólne zmęczenie.

Moment, kiedy musiałam dać sobie pierwszy zastrzyk, był dla mnie chyba najbardziej stresującym momentem z całej procedury :) po prostu trochę się bałam, ale w głowie cały czas była myśl, po co to robię, że właśnie przygotowuję się do uratowania czyjegoś życia. I wcale nie było tak źle, trzeciego dnia pojawiły się bóle kości, ale to naprawdę nic strasznego. Objawy jak przy grypie. Dwa razy wzięty paracetamol załagodził dolegliwości.

Gdy przyjechałam na pobranie, wszystko odbywało się z zachowaniem odpowiednich środków bezpieczeństwa. Niestety, z powodu panującej epidemii koronawirusa, nie mogła być ze mną osoba towarzysząca, natomiast czas umilała mi przemiła Pani doktor, która była ze mną przez cały czas trwania pobrania, które trwało około pięciu godzin. Czas zleciał bardzo szybko, leżałam na wygodnym łóżku, w rękę dostałam pilot od tv, miałam obok super towarzystwo Pani doktor, która czuwała nade mną i całą procedurą. I co najważniejsze, nic nie bolało. Widziałam jak z każdą godziną w niewielkim woreczku, zbiera się coraz więcej moich komórek macierzystych. Po pobraniu mogłam nawet chwilę potrzymać woreczek z moimi komórkami. To było naprawdę wspaniałe uczucie, trzymać w ręku nowe życie dla drugiego człowieka.

Kochani, tak niewiele trzeba, żeby komuś pomóc. Na stronie fundacji DKMS czytamy, że w Polsce co godzinę ktoś dowiaduje się, że ma białaczkę, czyli nowotwór krwi. Tę diagnozę słyszą rodzice małych dzieci, młodzież, dorośli. Aż trudno sobie wyobrazić ile takich przypadków musi być na świecie. Zachorować może każdy, bez względu na wiek.

Przeszczepienie krwiotwórczych komórek macierzystych to jedyna szansa na życie dla tysięcy chorych. Rejestrując się w bazie potencjalnych dawców możemy sprawić, że ktoś tę szansę dostanie i będzie mógł cieszyć się zdrowiem.

Zapewniam, to nic nie boli, jedynie podczas przyjmowania zastrzyków, możemy czuć się trochę gorzej, ale czego się nie robi w celu ratowania czyjegoś zdrowia i życia. Jedyne co musimy poświęcić to trochę swojego wolnego czasu, by ktoś mógł po prostu cieszyć się życiem, tak jak ja czy Ty.

Ktoś kiedyś powiedział, że nie ma chyba piękniejszego uczucia niż bycie matką. Tak, to piękne uczucie, mamą zostałam 8 miesięcy temu i zmienił się cały mój świat. Teraz mogę szczerze powiedzieć, że podarowanie komuś szansy na nowe życie to uczucie równie piękne. Chcesz tego doświadczyć? Nie zwlekaj, wejdź na stronę www.dkms.pl i zostań dawcą szpiku.

Ty też możesz uratować komuś życie!