Michał Piątkowski - Dawca komórek macierzystych

24.03.2021

Bo Ratownikiem się jest, a nie się bywa..

Wszystko zaczęło się około 7 lat temu, kiedy byłem jeszcze w liceum. Zacząłem odczuwać dziwną potrzebę pomocy innym, stąd też pomysł, by zostać ratownikiem medycznym. Rok przed pójściem na studia zarejestrowałem się w bazie Fundacji DKMS.

Na pierwszy telefon czekałem około dwóch lat. Pamiętam jak by to było wczoraj.....

Razem z kolegami siedzieliśmy między zajęciami w akademiku, gdy nagle zadzwonił telefon. Gdy kobieta powiedziała, że dzwoni z Fundacji DKMS serce zaczęło mi walić, ręce drżeć, a oczy się zaszkliły. Potwierdziłem gotowość do oddania szpiku i wszystko ruszyło. Następnego dnia byłem już na pobraniu krwi. Kolejny telefon dostałem kilka dni później, że wyniki są ok i czekamy na decyzję z kliniki i może to potrwać nawet pół roku. Po tym czasie dostałem kolejny telefon z prośbą o jeszcze trzy miesiące rezerwacji dla tego pacjenta. Oczywiście zgodziłem się -niestety telefon już później nie zadzwonił.

Minęły kolejne dwa lata,

w międzyczasie skończyłem studia i zacząłem pracować w zawodzie. Nagle podczas dyżuru zadzwonił telefon. Reakcja podobna, tym razem jednak chodziło już o innego pacjenta. Uprzedzono mnie, że sytuacja może się ponownie powtórzyć. Zgodziłem się bez wahania i machina ruszyła po raz drugi (ankiety i badania z krwi).

Pół roku minęło, a ja już zapomniałem o całej sprawie.

Ba minęło nawet kolejne 1,5 roku, czyli już siedem od momentu kiedy to wszystko się zaczęło. Przyjechałem do domu nad ranem po bardzo ciężkim dyżurze. 8 rano ciepła kołdra i do spania. Ledwo zamknąłem oczy, zrobiło się błogo… dzwoni telefon, numer nieznany, zewnętrzny do złudzenia przypominający operatorów sieci komórkowej, z którymi nie lubię rozmawiać, a na pewno nie miałem ochoty w danym momencie. Odrzuciłem połączenie chyba z cztery razy obiecując sobie, że jeśli zadzwoni jeszcze raz to ich zagryzę przez słuchawkę. Udało się, zasnąłem, wstałem koło 13 mocno zaspany. Ledwo bym się doczołgał pod prysznic lecz wiadomość, która na mnie czekała zadziałała lepiej niż on połączony z litrem kawy. “Dawco próbujemy się z Tobą skontaktować” Oddzwaniam ,,panie Michale mamy decyzję z kliniki, jeżeli dalej podtrzymuje pan swoją gotowość to mamy też termin ostatecznej kwalifikacji oraz termin pobrania”.

Wycieczka do Warszawy, noc w hotelu zarezerwowanym przez fundację. Rano stawiam się na badania w klinice. Miła atmosfera pobranie badań z krwi, ekg, usg i rozmowa z lekarzem, odebranie kompletu zastrzyków od pielęgniarki i do domu. 4 dni później odbieram telefon i już wiem, że nie mam żadnych przeciwwskazań do oddania. 5 dni przed pobraniem zaczynam przyjmować zastrzyki, po dwóch dniach wstając rano z łóżka poczułem się jak po dobrym treningu. Okazało się, że jestem w tych 10% pacjentów co odczuwa bóle kostne i mięśniowe. Oczywiście byłem uprzedzony o możliwości ich wystąpienia i zgodnie z zaleceniami lekarza przyjąłem paracetamol, który sobie z tym poradził.

Kolejna podróż do Warszawy. Noc w hotelu, rano przepyszne śniadanie. I stało się, jedziemy na pobranie. Kontrolna morfologia, dwa ukłucia, podłączenie do maszyny i 3 godziny na wygodnej kozetce w towarzystwie narzeczonej i przemiłych pielęgniarek. Po wszystkim wypis w rękę, odznaka w garści, ostatnia rozmowa z lekarzem i czas wracać do hotelu.

Po drodze otrzymałem telefon z Fundacji z pytaniem o samopoczucie oraz czy wyrażam chęć dowiedzieć się 3 podstawowych informacji o Pacjencie i czy chcę monitorować jego stan zdrowia. Moim bliźniakiem okazał się 30 letni mężczyzna z kraju UE:) trzymaj się chłopie! Trzymam za Ciebie kciuki, a innych zachęcamy do bycia ratownikiem! Niekoniecznie medycznym, tylko takim, który podzieli się częścią siebie, by ratować inna osobę :)

Ty też możesz uratować komuś życie!
## missing element ##