Monika Kowalczak - Dawczyni komórek macierzystych

09.03.2021

Od zawsze temat białaczki był mi znany. Moja mama w dzieciństwie na nią zachorowała. Od zawsze uświadamiała mnie i siostrę o tym, że warto pomagać i jak bardzo życie jest cenne. Siostra oddaje honorowo krew a mi się przytrafiło oddanie cząstki siebie w formie komórek macierzystych.

W moim liceum od kilku lat na dniach dawcy uświadamiano nas w jaki sposób oddaje się szpik i opowiadali dokładnie jak wyglądają poszczególne procesy. W bazie dawców zarejestrowałam się od razu gdy skończyłam 18 lat. Mama o tym nie wiedziała, a ja sama nie wierzyłam, że kiedyś odbiorę telefon z fundacji, aż do czasu….

Pewnego zimowego wieczoru zadzwonił telefon. Nie zdążyłam odebrać, jednak w mailu widniała jasna informacja- mój bliźniak genetyczny jest chory i mnie potrzebuje. Pobiegłam szybko do rodziców powiedzieć co się stało. Oboje płakali a ja cała drżałam, lecz byłam pewna, że chce pomóc i kolejnego dnia z rana oddzwoniłam do fundacji. Miła pani opowiedziała mi już po raz setny dokładnie krok po kroku, co i gdzie mam wykonać by przystąpić do kolejnych etapów dawstwa. Z każdym krokiem było więcej strachu ale i też ciekawości komu pomagam.

Gdy po pierwszym badaniu krwi okazało się, że jestem w 100% zgodna, byłam przeszczęśliwa i zazdrość, że kto inny mi zabierze szanse na oddanie cząstki siebie- znikła. Po badaniach wstępnych już nie było tak kolorowo. Cały proces musiał zostać przerwany ze wzgledu na moje wyniki i biorcy. Potwornie płakałam. Czułam się strasznie winna. My jednak chyba mamy to w genach by komplikować sobie nieco życie. Po dwóch tygodniach było już wszystko w porządku i przystąpiliśmy do ostatniego etapu. Z racji, że potwornie boje się igieł, bardzo je ostatnio polubiłam-może dlatego, że wiem jak małe ukłucie nimi niesie w sobie tak wielką rzecz.

Pobranie szpiku odbyło się oczywiście z krwi obwodowej, czyli zastrzyki przez kilka dni i znów igły, ale czego się nie robi dla bliźniaka- on bardziej cierpi.

W dniu pobrania było dużo śmiechu i radości. Personel był przemiły, a pielęgniarki wypytywały moją mamę o wszystko. Wtedy to ona była gwiazdą, gdyż żyje dzięki dawcy i urodziła następnego, mimo że lekarze odradzali jej posiadania dzieci. Sama była potwornie ciekawa jak wygląda ten proces z drugiej strony. Cieszę się, że byłyśmy tam razem- dało mi to ogromną siłę. Mama jest z natury bardzo silną kobietą, gdyby nie jej waleczność i historia, wątpię czy bym się odważyła pomóc.

Jestem szczęśliwa, że mogłam “spłacić dług” i ofiarować życie starszemu ode mnie mężczyźnie z USA tak jak moja mama otrzymała je 40 lat temu od niespokrewnionego dawcy. Nadal do mnie nie dociera to co się stało.

Ty też możesz uratować komuś życie!
Historie Dawców