Po ponad trzech miesiącach spędzonych na oddziale transplantacji, mały Staś z Jaroszowic, którego historia walki z rzadką, groźną postacią białaczki poruszyła serca Polaków, wrócił do domu. Choć jego leczenie wciąż trwa, zakończył się najtrudniejszy i najbardziej izolujący etap walki o zdrowie. Dla rodziców chłopca to moment, na który czekali od miesięcy – pierwsze wspólne dni poza szpitalną salą i perspektywa świąt – w domu.
– mówi Wiola, mama chłopca
Historia Stasia poruszyła tysiące osób w całej Polsce. Dziś staje się nadzieją dla rodzin, które święta i kolejne tygodnie spędzą na oddziałach hematologicznych, czekając na przełom w leczeniu swoich bliskich.
O Stasiu zrobiło się głośno, gdy okazało się, że chłopiec pilnie potrzebuje przeszczepienia krwiotwórczych komórek macierzystych. Przeszukiwano światowe bazy dawców szpiku, by pomóc chłopcu, jednak czas działał na niekorzyść.
W lipcu blisko tysiąc strażaczek i strażaków z całej Polski zdobyło Babią Górę w ramach akcji „Strażak na szlaku”, niosąc na plecakach, koszulkach i sercach zdjęcie Stasia - synka jednego z nich. Ich celem było nagłośnienie historii malucha, zwrócenie uwagi na ideę dawstwa szpiku i sytuację wszystkich pacjentów czekających na swojego „bliźniaka genetycznego”. Strażacy chcieli też podkreślić, jak ważna jest rejestracja w bazie dawców szpiku.
Równolegle działali też mieszkańcy Wadowic i okolic, a także strażacy z Państwowej i Ochotniczej Straży Pożarnej organizując dziesiątki akcji rejestracyjnych do bazy Fundacji DKMS. Dołączyły wówczas tysiące nowych potencjalnych dawców, a jedna z tych osób już oddała swoje komórki, ratując życie innego pacjenta.
– dodaje mama Stasia
Latem pojawił się promyk nadziei - dla Stasia znalazła się w bazie „genetyczna bliźniaczka”. Niestety, po badaniach okazało się, że ze względów medycznych nie może zostać dawcą. To był kolejny cios dla rodziców chłopca.
Jedyną szansą był tata Stasia, zgodny z synem tylko w 50 procentach. Pierwsze przeszczepienie nie przyniosło efektu. Chłopca ponownie czekała kolejna megachemia, ponowna izolacja i następne przeszczepienie.
W międzyczasie doszło do poważnych powikłań, w tym zrostowej choroby żył wątrobowych, która zagrażała życiu Stasia. Rodzice musieli przygotować się na najgorsze i pożegnać z synkiem.
Wydarzył się cud. Po drugim przeszczepieniu organizm Stasia wreszcie ruszył, a
w morfologii pojawiły się pierwsze, długo wyczekiwane leukocyty.
Po wielu trudnych i niepewnych miesiącach, kolejnych procedurach medycznych oraz ciężkich powikłaniach, rodzina usłyszała najważniejszą informację: chromosom Stasia jest zdrowy. Monosomia 7 przeszła do historii.
Staś spędził w szpitalu 99 dni bez żadnej przepustki. Tam obchodził swoje pierwsze urodziny – tam też przyszedł do niego Mikołaj. 6 grudnia opuścił oddział transplantologiczny i wrócił do domu. Przez cały ten czas mama i tata czuwali przy nim, mieszkając w „drugim domu” - Domu Ronalda McDonalda.
– podkreśla Wiola, mama Stasia
Chociaż leczenie wciąż trwa a przed rodziną czas wzmożonej ostrożności, to zakończył się najtrudniejszy etap. Stasia czekają cotygodniowe wizyty kontrolne, biopsje, badania i ścisła izolacja do 100. dnia po przeszczepieniu, ale dziś są już razem.
– mówią rodzice Stasia.
Historia Stasia pokazuje, że każdy z nas może stać się czyimś cudem, bo w każdym z nas drzemie ogromna siła ratowania życia. Nie zatrzymujmy tej nadziei dla siebie, szczególnie w okresie świątecznym, w którym wszyscy powinni mieć możliwość spędzania czasu z bliskimi. Rejestracja w bazie potencjalnych dawców szpiku Fundacji DKMS może sprawić, że pacjenci, którzy najbliższe święta spędzą na oddziałach hematoonkologicznych, na kolejne – dzięki dawcy szpiku – wrócą już do domu.
– podsumowuje mama Stasia




