Jechałam do domu autobusem i w pewnym momencie obca kobieta powiedziała mi, że blado wyglądam i powinnam sobie zrobić badania. Nie pomyślałam, że jest dziwną osobą, która zagaduje do obcych osób, nie zlekceważyłam tego i poszłam na badania. Nie czekałam jednak na wyniki, bo przede mną był długo planowany wakacyjny wyjazd. Dzień przed wylotem na wakacje, kiedy byłam w samym środku pakowania walizek, zadzwonili z Ośrodka zdrowia i powiedzieli, że mam się natychmiast u nich stawić. Dotarłam szybko na miejsce, ale nie spędziłam tam wiele czasu, ponieważ bezpośrednio z ośrodka karetka zabrała mnie do szpitala na transfuzje krwii. Co wykazały badania i jaka była diagnoza? Anemia aplastyczna i nocna napadowa hemoglobinuria - potrzebny zgodny Dawca szpiku…
Lekarz powiedział,że gdybym nie poszła na badania i wsiadła do samolotu, to szansa, że doleciałabym bez uszczerbku na zdrowiu była niewielka.
To był jednak dopiero początek mojej historii...
Później rozpoczęły się poszukiwania Dawcy szpiku, a w międzyczasie trwało leczenie. Na pierwszy ogień poszła najbliższa rodzina i rodzeństwo, jednak nie znaleziono nikogo, kto byłby ze mną wystarczająco zgodny. Później z pomocą przyszedł mi profesor Aleksander Skotnicki i Paulina Najbar, którzy zorganizowali Dni Dawcy Szpiku z Fundacją DKMS, by znaleźć dla mnie bliźniaka genetycznego. Jednak mimo tych działań i przeszukania światowej bazy Dawców w dalszym ciągu nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc. Ponieważ mój czas już się kończył, lekarze postanowili zastosować u mnie zastępcze leczenie farmakologiczne, które daje tylko 20% szans na wyleczenie. W moim przypadku na szczęście się udało!
Po tej całej sytuacji nie mogłam przejść obojętnie obok innych potrzebujących, dlatego zostałam wolontariuszem DKMS. Nie tylko brałam udział w organizacji Dni Dawcy na AGH, ale też założyłam fanpage na Facebooku “AGH Przeciw Białaczce“, by uświadamiać i edukować ludzi na temat nowotworu krwii i działalności Fundacji DKMS. Jako osoba z niecodzienną historią, która dostała diagnozę: “Potrzebny szpik!”, zostałam dwukrotnie ambasadorka Fundacji DKMS na AGH.
Na jednej z akcji z organizowanych akcji, poznałam swojego obecnego męża, który dołączył do grona wolontariuszy, ponieważ jego dziadek zmarł na białaczkę. Teraz jest nas trójka - wszyscy zdrowi - i cieszymy się każdym dniem z naszą małą córeczką.
Moja historia to przykład tego, co może przydarzyć się każdemu z nas. Pamiętaj jednak, że nie wszyscy mają tak dużo szczęścia jak ja, dlatego zarejestruj się do bazy Fundacji DKMS. Wykorzystaj swoją życiową szansę i pomóż tym, dla których leczenia zastępcze to za mało, by stanąć na nogi.