Aktualności

„Biegam, bo mogę pomagać” – wywiad z Leszkiem Winiarkiem, członkiem #TeamDKMS

Poznajcie historię Leszka – biegacza, Dawcy szpiku i wieloletniego członka #TeamDKMS. O swojej sportowej pasji, pomaganiu innym i niezwykłych zbiegach okoliczności opowiada z zaangażowaniem, które inspiruje do działania.

O motywacji do pomagania

Skąd pomysł, żeby połączyć bieganie z pomaganiem?

Los tak chciał. A na poważnie - telefon z Fundacji DKMS dostałem w czasie mojego pierwszego górskiego biegu w Jakuszycach. Natomiast niecałe dwa tygodnie po oddaniu szpiku pobiegłem maraton w Walencji, na który byłem dużo wcześniej zapisany. Jakoś tak naturalnie wyszło, że moja historia związana z Fundacją DKMS i z dawstwem naturalnie połączyła się z bieganiem. Dodatkowo spędzam sporo czasu na treningach i zawodach, a najprostszą formą wsparcia fundacji i idei dawstwa jest bieganie w koszulce z logo Fundacji DKMS. Potem zaczęły się akcje rejestracyjne i bieganie w ramach akcji #BiegamDobrze.

Co zainspirowało Cię, żeby wspierać Fundację DKMS?

Zobaczyłem „na własnej skórze”, w jak prosty sposób można uratować komuś życie i wpłynąć na historię nie tylko tej osoby, ale jej rodziny, znajomych, przyjaciół. To było bardzo inspirujące, a późniejsza korespondencja z Biorczynią (ale też jej córką) tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziła.

Pamiętasz moment, kiedy zadzwonił do Ciebie telefon z Fundacji DKMS?

Oczywiście, że pamiętam. Telefon dzwonił do mnie 29 sierpnia 2015 roku, kiedy biegłem Letni Bieg Piastów w Jakuszycach. Nie odebrałem go wtedy, bo telefon był gdzieś z moimi rzeczami w depozycie. Po biegu zobaczyłem kilka nieodebranych połączeń oraz SMS: „Prosimy o pilny kontakt z Fundacją DKMS w związku z Pana rejestracją bazie potencjalnych Dawców szpiku” Do fundacji oddzwoniłem dopiero po weekendzie, w poniedziałek i to wtedy Marcin poinformował mnie, że mogę zostać Dawcą i zapytał mnie czy podtrzymuję swoją decyzję. Co ciekawe, dla tej samej pacjentki Fundacja kontaktowała się z moją siostrą 😊

Czy oddanie komórek macierzystych wpłynęło na Twoje treningi i przygotowania do wyzwań biegowych?

Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie. Natomiast w dużej mierze to ja narzuciłem sobie pewne ograniczenia. Nie przeciążałem się, nie wychodziłem na deszcz, czy zimno, ponieważ nie chciałem się przeziębić czy zachorować. Wiedziałem, że moja niedyspozycja przed samym oddaniem szpiku, może mnie wykluczyć jako dawcę i narazić pacjentkę na bezpośrednie zagrożenie życia. Dodatkowo zastrzyki z czynnika wzrostu powodowały przez kilka dni bóle mięśniowe i stawowe, co w zasadzie wykluczało bieganie. Po samym zabiegu oddania komórek przez kilka dni byłem mocno osłabiony. Niecałe dwa tygodnie po oddaniu szpiku byłem zapisany na maraton w Walencji i mimo, że lekarze odradzali mi duży wysiłek fizyczny, wydawało mi się, że po tygodniu czułem się już na tyle dobrze, że zdecydowałem się podjąć tę próbę. W trakcie biegu szybko okazało się, że organizm nie był jeszcze zregenerowany. Bieg ukończyłem, ale z wieloma kryzysami i oczywiście poniżej zakładanego wyniku.

Co powiedziałbyś osobom, które obawiają się zarejestrować do bazy potencjalnych dawców szpiku ze względu na obawę o utratę kondycji, wypracowanej formy?

Każdy sam powinien odpowiedzieć sobie na pytanie, czy uratowanie komuś życia jest warte chwilowego spadku formy. Ta odpowiedź będzie pewnie trudniejsza w przypadku profesjonalnych zawodników, dla których sport jest pracą. Natomiast większość z nas jest amatorami i tu nie powinno być dylematu. W perspektywie krótkoterminowej proces oddania szpiku czy komórek oczywiście będzie miał wpływ na naszą formę, ale na dłuższą metę, to co się zapamięta, to radość i satysfakcja z uratowania życia, a nie bieg, który nie wyszedł.

O udziale w akcji „Biegam Dobrze” i byciu członkiem #TeamDKMS

Ile razy brałeś udział w akcji #BiegamDobrze?

W akcji #BiegamDobrze uczestniczę od początku, kiedy Fundacja DKMS do niej dołączyła. Biegłem trzykrotnie Półmaraton Warszawski.

Jak wspominasz biegi w ramach tej akcji?

Myślałem, że czas bicia życiówek w biegach płaskich już minął, a jednak w czasie pierwszej edycji w ramach #BiegamDobrze zrobiłem życiówkę w Półmaratonie 1:37:37. Doping kibiców, a dla mnie szczególnie w strefie Fundacji DKMS naprawdę dodaje skrzydeł, lepiej niż popularny energetyk.

Czy planujesz dalej biegać z #TeamDKMS?

Oczywiście. Półmaraton Warszawski stał się już małą tradycją i zamierzam się jej trzymać.

Jak to jest być częścią #TeamDKMS?

Zacząłbym od tego, że oddanie szpiku było bardzo ważnym momentem w moim życiu, które pomogło mi przewartościować parę rzeczy. Myślę, że stałem się bardziej empatyczny i wrażliwy na innych. Uważam, że Fundacja robi świetną robotę, pracują w niej fantastyczni ludzie, z których wielu miałem przyjemność poznać osobiście. To wszystko oraz moja osobista historia sprawia, że bardzo łatwo identyfikować się z Fundacją DKMS i jej misją. A #TeamDKMS to taka sportowa odnoga tej DKMS-owej rodziny.

Czy masz kontakt z innymi osobami, które uprawiając aktywność fizyczną promują dawstwo szpiku?

Tak! Dzięki Klubowi Dawcy poznałem wielu dawców faktycznych, a wielu z nich okazało się sportowcami: biegaczami, kolarzami, triatlonistami. Znamy się, czasem nawet razem startujemy. Niektóre z tych znajomości przekształciły się w bliskie przyjaźnie.

Plany i marzenia sportowe

W tym roku miałem ogromne szczęście i z tysięcy chętnych udało mi się wylosować udział w jednym z biegów w ramach festiwalu UTMB (Ultra Trail du Mont Blanc). Jeżeli mielibyśmy do czegoś porównywać, to UTMB to taka Olimpiada lub Mistrzostwa Świata w biegach ultra, najważniejsza impreza w tej dyscyplinie z najlepszymi zawodnikami z całego świata, oraz amatorami, którym poszczęściło się w losowaniu. Najdłuższa trasa UTMB to 180-kilometrowa pętla wokół Mont Blanc, ze startem i metą w Chamonix. Ja pobiegnę drugi najdłuższy dystans, tj. 101 km z przewyższeniem ponad 6000 m, który również ma swoją metę w Chamonix. Co niesamowite, pobiegnę go 29 sierpnia, czyli dokładnie w 10. rocznicę telefonu z fundacji oraz mojego pierwszego górskiego ultra i to we Francji, skąd pochodzi moja genetyczna siostra. Niby nie wierzę w jakieś siły nadprzyrodzone, ale w tym przypadku mam gęsią skórkę na samą myśl o takim zbiegu okoliczności. 😊 Do pełni szczęścia brakowałoby tylko mojej genetycznej siostry na mecie, jednak francuskie przepisy niestety nie pozwalają nam na bezpośrednie poznanie, a jedynie na anonimowe listy (z czego oczywiście bardzo się cieszę). Największe marzenie to przekroczyć bez kontuzji metę w Chamonix, wtedy mogę wieszać buty biegowe na kołku.

Zainspirowała Ciebie historia Leszka?

Dołącz do #TeamDKMS i biegnij z nami po coś więcej: po zdrowie, życie i nadzieję.

👉 www.dkms.pl/biegamdobrze

Inne aktualności