Historia Dawcy

Kornelia Żebryk - Dawczyni komórek macierzystych

Cześć, jestem Kornelia i jestem BOHATERKĄ.

23.11.2023

Moja historia zaczęła się w liceum, gdzie podczas akcji krwiodawstwa po raz pierwszy świadomie zwróciłam uwagę na stoisko fundacji DKMS. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jaka moc we mnie drzemie i dlatego nie od razu zdecydowałam się na rejestrację. Dopiero po jakimś czasie odwiedziłam stronę https://www.dkms.pl/. To był impuls - kliknęłam ,,zostań dawcą’’ i wypełniłam formularz. Pamiętam tylko tyle, że zdziwiłam się jakie to było proste. Pakietu rejestracyjnego nie dostałam sową, ale za sprawą listonosza. Zrobiłam wymaz z wewnętrznej strony policzka i odesłałam. Potem z niecierpliwością czekałam na kartę dawcy, a kiedy przyszła, o fundacji DKMS zapomniałam na dobre kilka lat.

Pewnego grudniowego popołudnia 2020 r. na niebie nie pojawił się symbol batmana, ale zadzwonił telefon z podpisem ,,Warszawa’’. W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś spam, ale zdecydowałam się odebrać. To co usłyszałam, było jak wezwanie - gdzieś na świecie moja bliźniaczka genetyczna potrzebowała pomocy. Serce zabiło mi mocniej, ale nie wahałam się nawet przez chwilę - potwierdziłam swoją gotowość do oddania komórek macierzystych z krwi obwodowej (metoda aferezy).

Potem zaczęły się przygotowania, tylko zamiast wdziewać pelerynę, ja po prostu musiałam zrobić badania. Wyniki potwierdziły zgodność z bliźniaczką i wykazały, że po stronie mojego organizmu nie ma żadnych przeciwwskazań do oddania. Kilka dni przed aferezą przyjmowałam czynnik wzrostu - jest to lek podawany w formie zastrzyków podskórnych, który powoduje uwolnienie się komórek macierzystych ze szpiku do krwi. Może to brzmieć nieco strasznie, ale pomyślcie - Peter Parker też musiał zostać ugryziony przez pająka, żeby stać się spidermanem. Na każdym etapie mogłam liczyć na wsparcie fundacji, która niczym światło zielonej latarnii, kierowała mnie przez całą procedurę.

Żeby dotrzeć na oddanie nie musiałam być szybka jak flash - wystarczyła taksówka, bo procedura odbywała się 15 minut drogi od mojego miejsca zamieszkania. Jak stałam się superbohaterką? To było prostsze niż przemiana w komiksach lub filmach. Założono mi dwa wenflony - jeden w prawej, a drugi w lewej ręce. Krew wraz z komórkami macierzystymi z jednej ręki płynęła do specjalnego urządzenia, które oddzielało te komórki, a następnie sama krew wracała do drugiej ręki. Trwało to trochę ponad 2 godziny, aż uzbierała się wystarczająca ilość komórek. W tym czasie zdążyłam obejrzeć 2 odcinki serialu.

Komórki zostały wysłane za granicę do mojej bliźniaczki - kilkuletniej dziewczynki. Jak się później okazało, to nie był koniec mojej przygody z DKMS, ponieważ bliźniaczka potrzebowała mnie jeszcze jeden raz. Ponownie nie zawahałam się, a dziś jestem już Zasłużoną Dawczynią Przeszczepu.

A Ty pomożesz? Bo możesz. Masz to w genach!


Historie Dawców