Nie ma dnia w którym nie myślę o Tobie mój bliźniaku i mam nadzieję, że masz się dobrze.
SIEMANKO! Chciałbym podzielić się z Wami moją historią, która zmieniła moje podejście do życia.
Od zawsze wiedziałem, że jeśli mógłbym komuś pomóc oddając cząstkę siebie, to zrobił bym to bez zawahania, ale do pomocy potrzebne są czyny - nie same słowa. Same chęci to za mało. Dlatego warto zrobić ten pierwszy krok i zarejestrować się w bazie potencjalnych dawców szpiku. W bazie DKMS zarejestrowałem się za namową mojej żony. Zawsze chciałem to zrobić, ale ciągle brakowało mi na to czasu. No właśnie czasu, który jest tak cenny! A cała rejestracja nie trwała dłużej niż 5 minut.
Właściwie to krótko po rejestracji (mimo w pełni świadomie podjętej decyzji) życie codzienne przysłoniło myśli o Fundacji DKMS, aż do wiosny tego roku. Był piękny majowy dzień, będąc w pracy otrzymałem wiadomość, że mój "bliźniak genetyczny" potrzebuje mojej pomocy. Nie ukrywam, że ta wiadomość wywołała u mnie ogromne emocje. Od razu wykonałem telefon do fundacji, gdzie uzyskałem wszystkie niezbędne informacje.
Przez bardzo długie (dla mnie) 3 miesiące, trwała cała procedura. Najpierw badania wstępne, później oczekiwania na wyniki. Codziennie kilkukrotnie sprawdzałem skrzynkę mailową czekając na jakiekolwiek wiadomości, aż zadzwonił telefon – ale na ten telefon już czekałem, bo wiedziałem, że gdzieś jest człowiek, który na mnie liczy. Po drugiej stronie słuchawki usłyszałem pytanie czy nadal jestem zdecydowany, aby oddać szpik. Oczywiście, że byłem! Przecież mój "bliźniak genetyczny" mnie potrzebuje. Nie ma dnia w którym nie myślę o Tobie mój bliźniaku i mam nadzieję, że masz się dobrze.
Zostałem zakwalifikowany, lekarze z kliniki wybrali metodę pobrania komórek macierzystych z krwi obwodowej. 4 dni przed pobraniem przyjmowałem zastrzyki z hormonem wzrostu komórek. To nic trudnego. Panie z kliniki dokładnie wytłumaczyły mi jak je przyjmować. Po dwóch dniach pojawiły się bóle mięśni, stawów oraz bóle głowy, które opuściły mnie w momencie uruchomienia maszyny do separacji.
W dniu pobrania rano zgłosiłem się do kliniki. Atmosfera tam panująca momentalnie pozbawiła mnie całego stresu. Pobranie trwało niecałe 4 godziny. Podczas niego miałem możliwość korzystania z telefonu, w tym czasie przez maszynę przepłynęło ponad 21l mojej krwi (ponad 4 razy tyle co posiadamy), aby wyodrębnić 500ml płynnego złota ratującego życie.
Panie pielęgniarki oraz lekarz cały czas dbali o to, żeby pobranie minęło w przyjaznej atmosferze jednocześnie dając mi poczucie bezpieczeństwa. Wszystko odbyło się w ścisłym reżimie sanitarnym.
Moje komórki macierzyste trafiły do dziewczynki w wieku szkolnym z naszego kraju. Młoda, ogromnie trzymam za Ciebie kciuki, dasz rade!
Pamiętajcie o aktualizacji swoich danych!
ZROBIŁEM CO MOGŁEM - TERAZ WASZA KOLEJ.