Historia Dawcy

Emilia Januchta - Dawczyni komórek macierzystych

Przedstawiam tu moją historię, może kogoś zachęci, zainspiruje, pomoże podjąć decyzję o zarejestrowaniu się, tak jak mojemu chłopakowi, który już dołączył do bazy Fundacji DKMS.

13.08.2023

Trzy lata temu, w styczniu, zaraz po uzyskaniu pełnoletniości, zarejestrowałam się w bazie potencjalnych dawców szpiku Fundacji DKMS. Przeszczepu bardzo potrzebował wtedy kilkuletni Jaś, syn koleżanki moich rodziców, która zrobiła w szkole akcję szukając dawców. Zgłosiłam się - niestety nie dopasowano mnie do Jasia, ale na szczęście znalazł się dla niego inny dawca, dzięki któremu odzyskał zdrowie i beztroskie dzieciństwo. Na mnie przyszła pora dopiero wiosną tego roku.

W kwietniu otrzymałam telefon, że znaleziono mojego "bliźniaka genetycznego'', z którym jestem zgodna i który bardzo potrzebuje przeszczepu. Zostałam zapytana, czy podtrzymuję chęć bycia dawcą - oczywiście odpowiedziałam, że tak. Wyznaczono termin potwierdzenia zgodności z badań krwi, po ich pomyślnym przejściu ustaliliśmy termin badań w klinice pobrania, a gdy i te wyszły pozytywnie wyznaczono mi termin pobrania. Otrzymałam zestaw zastrzyków z czynnikiem wzrostu i zostałam poinstruowana, jak mam je sobie aplikować. Przez 4 dni poprzedzające datę pobrania, rano i wieczorem robiłam podskórny zastrzyk - może brzmi to dla niektórych strasznie, ale naprawdę nie ma się czego bać. Wiedziałam, że mam się w tym czasie oszczędzać, byłam przygotowana na gorsze samopoczucie. Faktycznie mój organizm reagował jak na grypę, bolały mnie stawy i mięśnie, ale wiedziałam, że służy to temu, by ilość komórek macierzystych rosła.

W dniu pobrania stawiłam się w klinice przed godz.7.00, dostałam ostatni zastrzyk i podłączono mnie do maszyny, aby pobrać krwiotwórcze komórki macierzyste z mojej krwi obwodowej. Zabieg trwał, tak jak zapowiadano, 5 godzin. Cały czas byłam pod opieką pielęgniarki, która na bieżąco kontrolowała moje samopoczucie, dbała bym nie była głodna i by niczego mi nie brakowało. Po pobraniu otrzymałam odznakę i książeczkę DAWCY PRZESZCZEPU, a kilka godzin później, gdy już byłam w domu dostałam telefoniczne potwierdzenie, że pobranych komórek jest wystarczająco dużo i następnego dnia nie muszę uzupełniać pobrania.

Dlaczego Wam to wszystko opowiadam? Bo stwierdzenie - pobranie szpiku - brzmi strasznie, budzi obawy, lęk. Ja też je miałam i też się bałam, ale radość i niezwykłe uczucie, że być może uda mi się podarować komuś nowe, zdrowe życie rekompensuje wszelkie niedogodności. Kiedyś ze strachu nie można mi było pobrać krwi, ani kropla nie leciała, teraz 13 fiolek pobierano bez problemu.

Wszystko dzieje się po coś...

Nie mogłam być dawcą dla Jasia, to zostałam dawcą dla Kobiety z Niemiec - dwa dni po pobraniu poznałam płeć i kraj biorcy. Kto mnie zna wie, że moje ścieżki wiodą przez ten kraj, od wielu lat uczę się języka niemieckiego i teraz bardzo liczę na to, że kiedyś będziemy mogły się poznać i porozmawiać z moją "genetyczną bliźniaczką". Tymczasem trzymam za Nią mocno kciuki i ślę Jej dużo pozytywnej energii, by tak jak Jaś wraz ze szpikiem zyskała nowe, zdrowe życie.

- Emilka

Historie Dawców