Od siebie mogę powiedzieć, że zabieg jest bezbolesny, a ja spędziłam bardzo przyjemnie czas leżąc na fotelu okryta kocykiem.
Moja przygoda z Fundacją DKMS zaczęła się krótko po moich 18 urodzinach. Od kiedy usłyszałam hasło "Pomożesz? Bo możesz. Masz to w genach!" z niecierpliwością czekałam na moment, w którym będę mogła się zarejestrować w bazie. Wtedy nie sądziłam, że i ja będę miała okazję uratować komuś życie. Pierwszy telefon od fundacji dostałam wiosną 2021, znalazł się potencjalny Biorca, udałam się na pobranie próbek krwi i czekałam na odpowiedź zwrotną. Po 3 miesiącach dowiedziałam się, że mój "bliźniak genetyczny" nie jest jeszcze gotowy. Następny telefon od fundacji otrzymałam w okresie jesienno-zimowym, z pytaniem, czy jestem dalej chętna i gotowa podarować komuś nowe życie.
Oczywiście bez wątpliwości, lekko zestresowana, ale bardzo szczęśliwa zgodziłam się i zaczęła się procedura. Przeszłam najpierw badania wstępne i zakwalifikowałam się jako Dawca komórek macierzystych.
Szpik oddawałam z krwi obwodowej, czyli zostałam podłączona poprzez dwa wkucia do maszyny, następnie była mi pobierana krew z jednej żyły, filtrowana przez maszynę i krew wracała do mnie, a ja przez czas pobrania obejrzałam dwa sezony serialu, a nigdy nie miałam na to czasu.
Od siebie mogę powiedzieć, że zabieg jest bezbolesny, a ja spędziłam bardzo przyjemnie czas leżąc na fotelu okryta kocykiem. I mimo małych komplikacji udało mi się oddać wystarczająco komórek macierzystych, aby pomóc mojemu "bliźniakowi genetycznemu".
Dać komuś szansę na życie to niesamowite uczucie i nie da się opisać słowami jak dumna jestem z siebie. I gdybym mogła to zrobić jeszcze raz zrobiłabym to bez zawahania, ale mam szczerą nadzieję, że mój bliźniak wyzdrowieje i nie będzie potrzebował już mojej pomocy.