Zaczęło się od telefonu w jeden z wczesnojesiennych poniedziałków w wydziałowym sklepiku. - Dzień dobry Panie Sebastianie, dzwonię z Fundacji DKMS, ponieważ ktoś potrzebuje Pana pomocy!
Zaczęło się od telefonu w jeden z wczesnojesiennych poniedziałków w wydziałowym sklepiku:
- Dzień dobry Panie Sebastianie, dzwonię z Fundacji DKMS, ponieważ ktoś potrzebuje Pana pomocy!
W tym momencie, jak w filmach - świat na kilkanaście sekund się zatrzymał...
- Halo, Panie Sebastianie? Jest Pan tam?
- Tak! Jestem, jestem...
Na początku małe niedowierzanie, potem krótka notka do najbliższych znajomych i rodziny - wszyscy, wydawało się bardziej szczęśliwi i podnieceni, niż ja.
Wieczorem ankieta zdrowotna i filmy informacyjne wysłane na e-mail, a następnego dnia pierwsze badania kontrolne potwierdzające zgodność między biorą a mną oraz mój stan zdrowia (w tym miejscu pierwsze zwątpienie, czy na pewno się uda) i... do trzech, czterech miesięcy oczekiwania.
Minęły trzy tygodnie. Kolejny telefon z datą badań wstępnych i datą oddania szpiku. Wszystko jakby zaczynało się urzeczywistniać. Seria badań kontrolnych - wszystko ok. W międzyczasie pytania od znajomych, czy biorca wie, że dostanie szpik od rudego? :) Minęły kolejne trzy tygodnie i czas pojechać po raz drugi do Warszawy, tym razem oddać szpik.
Noc przed oddaniem. Budziłem się dosłownie co 1-1.5 godz.; przed maturą nie czułem takiej presji, strachu i ekscytacji równocześnie. Taksówka zamówiona na 6:30, aby chwilę przed 7 być w już mi znanej klinice.
7:00 - Panie pielęgniarki zaczynają się mną zajmować, oczywiście poza kolejnością - ostatni zastrzyk z czynnikiem wzrostu, który przyjmowałem kilka dni przed procedurą i "zapraszam ze mną na 2. piętro". Osobę mi towarzyszącą oraz mnie witają dwie pielęgniarki, które to będą nam towarzyszyły przez najbliższe – jak się okazało - 5 godz.
W sali dwie leżanki (podobne jak przy oddawaniu krwi) i dwa separatory (podobne jak przy oddawaniu osocza oraz płytek krwi).
Szpik oddawałem metodą aferazy (tj. pobieranie komórek macierzystych z krwi obwodowej) - stosowana w 85% przypadków; tylko w 15% przypadków materiał pobierany jest z talerza kości biodrowej przy znieczuleniu ogólnym. Lewa ręka - jeden wenflon. Prawa ręka - drugi wenflon. Ustawienie separatora i zaczynamy.
Co nas najbardziej interesowało to to, jak wyglądają odseparowane z mojej krwi komórki macierzyste? Trzy razy prosiliśmy panią pielęgniarkę, aby nam je pokazała - bo to właśnie one za max. 72 godz. trafią do żył mojego biorcy, aby zacząć tam walkę z jego chorobą i o jego życie! (w tym miejscu ciekawostka - jeśli biorca miał inną grupę krwi, niż moja - teraz mamy takie same)
Minęło 5 godz. - udało się odseparować odpowiedzią liczbę i odpowiedniej jakości komórki macierzyste. Pani Doktor czuwająca nad całością na końcu przekazała mi legitymację „Dawcy Przeszczepu” oraz odznakę, którą "będzie mógł Pan sobie przypiąć do togi"!
Wieczorem telefon z Fundacji DKMS z pytaniem, jak się czuję i czy chcę poznać podstawowe informacje o moim biorcy - głupie pytanie, pomyślałem - oczywiście, że tak! Był nim mężczyzna w średnim wieku z Niemiec.
Kilkanaście dni po pobraniu paczka od Fundacji, a w niej skromny aniołek, który do dzisiaj stoi na moim biurku. Prosty, ale właśnie tą prostotą urzekający i chwytający za serce. Wtedy po raz pierwszy moje oczy się zaszkliły i chyba dotarło do mnie, czego dokonałem.
Drugi raz stało się podobnie, gdy po upływie lekko ponad trzech miesięcy dostałem list i e-mail z informacją: "Pacjent żyje"!
Mitem jest to, że oddanie szpiku boli!
Mitem jest to, że pobierany jest z kręgosłupa!
Mitem jest to, że wpływa negatywnie na zdrowie dawcy!
WARTO DZIELIĆ SIĘ TYM, CZEGO NIE DA SIĘ WYPRODUKOWAĆ!